KONSTYTUCJA 3 MAJA
Całe zło w Rzeczypospolitej rozpoczęło się wraz z objęciem w Polsce tronu przez Wettynów, czyli Niemców. Okres 66 lat, które dzielą chwalebny czas panowania Jana III Sobieskiego od czasów królowania Rzeczypospolitej przez Stanisława Augusta Poniatowskiego, to najbardziej żałosny i upokarzający okres w dziejach Polski. Polska była wówczas swoistym jarmarkiem, na którym – każdy kto chciał – realizował własne, knajackie interesy. Plugawili Polskę miejscowi i zachłanni obcy. Konstytucja 3 maja, uchwalona blisko 100 lat po groźbach i przekupstwach Sasów stosowanych w walce o tron Rzeczypospolitej, nie zdołała polskich spraw państwowych i publicznych zatrzymać – pędziły one niczym rozpędzona maszyna parowa, gnająca po urwanych torach w stronę przepaści.
Za Sasów zrywano sejmy, konserwowano stan stagnacji gospodarczej, osłabiano międzynarodową rolę i pozycję imperium Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Polskę zżerał rak oligarchii magnackiej, w praktyce oznaczający odejście od praw i procedur prawnych, zastępując je nieformalnymi mechanizmami władzy. „Stojącą nie rządem Polskę” patroszyli bez umiaru nawet dworzanie Augusta II, szafując wizerunkiem króla troskliwego i dbającego o rangę przestrzeni nowej polsko-saksońskiej unii personalnej. Tymczasem Sasi z zaangażowaniem wspierali nieformalne struktury relacji i znaczeń spraw publicznych, stającymi się prywatnym dobrem – polem rywalizacji podmiotów polityki regionalnej magnatów powołujących się na wpływy rosnących w siłę graczy polityki europejskiej. Stanisław August Poniatowski, ostatni król Polski, chyba nie miał szans uratować Polski przed katastrofą. Nie zatrzymał procesu bezwzględnej wiwisekcji, amputacji i całkowitego rozczłonkowania ciała państwa polsko-litewskiego…
Czy więc tumult narodowej celebry faktu uchwalenia aktu Konstytucji 3 maja, tuż przed drugim rozbiorem, nie jest przesadą; omyłką nadmiernej wesołości, wywołanej ku pokrzepieniu serc dawno po stypie nieboszczki-matki Ojczyzny? Materia dzieła ustawy wydaje się bronić znaczenia faktu czynienia z tego dzieła opoki, która w 123 latach niewoli zaborczej, wspierała myśli i dążenia polskich patriotów w walce o państwo nowoczesne, dobrze zorganizowane i sprawiedliwe.
Sam fakt przyjęcia ustawy zasadniczej był mocnym puszczeniem oka w stronę fortuny praworządności. W dniu 3 maja „stronnictwo patriotyczne” Kołłątaja działało w porozumieniu z Małachowskim i, za wiedzą króla, wybrało dzień uchwalenia ustawy pod nieobecność dwóch trzecich posłów, oddających się wypoczynkowi w czasie ferii świątecznych. Przygotowany w tajemnicy projekt ustawy odczytano przed na wpół pustą salą… Ustawę przyjęto, wojsko uwiodło tłum krzykiem „Vivat Rex! Vivat Konstytucja!”, a – upadły ideowo - Karol Marks w XIX wieku ugruntowywał uniwersalny charakter zapisów kluczowego dla państwa polskiego dokumentu: „przy barbarii rosyjsko-prusko-austriackiej polska klasa uprzywilejowana potrafiła stworzyć dzieło wolnościowe, dając bezprzykładny dowód szlacheckości szlachty…”
Za późno było na ratunek. Ale w sam raz: na czas (!), by przejść do studwudziestotrzyletniej kontrofensywy, pełnej wiraży; drogi do upragnionej wolności. Chyba jest jednak co czule rozpamiętywać i co - z sercem – świętować...
Bartosz Kopyto – nauczyciel historii w SLO
Olga Szmuc 2G - grafika